Ostatnio będąc w restauracji z moim mężczyzną, dotknął mnie problem telefonów komórkowych w dzisiejszych czasach. Gdzie okiem sięgnąć, widać małe dzieci z telefonami komórkowymi w dłoniach. I to właśnie jest okropne. Siedząc w tej restauracji ja i mój mężczyzna obserwowaliśmy ludzi. Przy jednym stoliku dziewczyna robiła zdjęcia swojego posiłku co wyglądało to jakby przyszła do tej restauracji tylko po to aby pochwalić się tym co je. Przy kolejnym stoliku starszy pan robił sobie zdjęcie z piwem. Jednak to co było najgorsze to rodzice z dzieckiem. Żeby dziecko było grzeczne, dali mu telefon. W zachowaniu dziecka widać było agresję w momencie gdy telefon mu upadł albo jego tata chciał poprawić mu jakość obrazu. Dziecko natychmiast złożyło swoją mała rączkę w pięść i zaczęło uderzac w stół, chcąc odzyskać telefon. Dziecko było tak wpatrzone w telefon, że gdy rodzice zaczęli się kłócić, nawet nie zwróciło na to uwagi a wręcz zaczęło się denerwować, że ktoś przeszkadza mu w graniu. Sytuacji tego typu jest więcej. Patrząc chociażby na to, że jadąc metrem, aby dziecku się nie nudziło, daje się telefon aby zabić tą jakże ciężka przeprawe z punktu A do punktu B. Ja sama pamiętam, że będąc mała moi rodzice ze mną rozmawiali, żartował i to właśnie w ten sposób zajmowali mój czas. Opowieściami, rozmowa. Dziękuję za to moim rodzicom, że mogłam spędzić swoje dzieciństwo z rówieśnikami biegają po podwórku od rana do nocy, że nie musiałam tracić czasu na telefon.
wtorek, 23 lipca 2019
piątek, 7 czerwca 2019
"Jeśli na prawdę kogoś kochasz, pozwolisz by złamał Ci serce"
Dnia 5 czerwca 2019r pozwoliłam by
osoba którą kochałam niesamowicie mocno złamała moje serce na
miliony kawałków. A raczej nie ta osoba. O 23 godzinie pożegnałam
mężczyznę który był zawsze pozytywny. Nigdy w życiu nie
słyszałam aby krzyczał a na pytanie "Jak się czujesz"
odpowiadał zawsze tak samo "Jak w jajku tylko skorupka mnie
uwiera".
Dziadek. Mój dziadek był
najcieplejszą osobą jaką miałam zaszczyt poznać. Człowiek o
wielkim sercu, niesamowitym poczuciu humoru. Niesamowicie opiekuńczy
i troskliwy. Najsilniejszy człowiek jakiego znałam. Ale przegrał
walkę którą toczył niesamowicie dzielnie do samego końca.
Nierówną walkę bo była to jedynie walka z czasem. Walka która
przynosiła niesamowicie wiele bólu i cierpienia. Najpierw zabrała
mu samodzielność, dzięki czemu podupadł psychicznie. W zamian dała
mu nieustający ból tylko po to aby ostatecznie zabrać mu ostatnie
bicie serca. Życie i to co się w nim dzieje nie jest sprawiedliwe.
Odchodzą od nas ludzie którzy powinni zostać z nami jak najdłużej
a żadna choroba nie łapie się złych ludzi. Po prostu zastanawiam
się jak funkcjonuje ten świat. Dlaczego osoby tak inspirujące,
dobre, odchodzą tak szybko. Dlaczego ich dobroci nie może poznać o
wiele więcej ludzi?
Mimo tego, że przez bardzo długi
czas szykowałam się na ten jeden dzień, oswajałam się z myślą,
że kiedyś On odejdzie... Mimo tego wszystkiego nie wydawało mi
się, że będzie to bolało w takim stopniu. Jednak nie byłam
gotowa na to aby go pożegnać, aby już nigdy nie móc od niego
usłyszeć " uważaj, żeby nie było małej sikoreczki"
albo "wierzę w to, że dasz radę. Mam takie przeczucie".
Nie odwiedzałam Go. Ale nie dlatego, że się nim nie interesowałam.
Było mi po prostu zbyt ciężko patrzeć na to jak On znika. Jak
traci radość z życia. Jak na naszych oczach odchodzi. Nie byłam w
stanie patrzeć na to, a tym bardziej dopuścić do siebie myśli, że
jest coraz słabszy, bledszy. Jego ręce zawsze ciepłe, stawały się
chłodniejsze. Może i jest to egoistyczne, ale nie chciałam
pamiętać go w takim stanie. Chciałam zapamiętać go jako osobę
uśmiechniętą, pełną życia, żartującą. Jako osobę
niekłótliwą ale chodzącą na kompromisy. Osobę która kochała
każde zwierzę, nawet to najmniejsze jak i największe. Chciałam
zapamiętać jego fascynację do historii. Jak opowiadał mi o
różnych zdarzeniach historycznych gdy uczyłam się do jakiegoś
sprawdzianu. Zawsze będę go kochała.
Mimo wszystko najgorszym widokiem nie
było tak jak był bezsilny w domu. Najgorsze było to, gdy
przyjechałam do niego do szpitala. O 8 minut za późno. Jego ręce
jeszcze lekko ciepłe a czoło z każdą chwilą robiło się coraz
chłodniejsze. Jego twarz była owijana bandażem aby szczękę
utrzymać zamkniętą. Kiedyś zabawny mężczyzna z brzuszkiem, a
tego dnia po prostu cień człowieka. Dawny brzuszek zniknął, a na
jego miejscu pojawiła się tylko sama skóra i kości. Jego twarz bez jakiegokolwiek wyrazu, dłonie splecione między brzuchem a klatką piersiową. Oczy zamknięte. Dla niego czas się zatrzymał na zawsze. W tym wszystkim tylko jedno jest dobre. Jego cierpienie ustało. Już więcej nic go nie zaboli. Już nigdy nie będzie cierpiał. Największa męczarnia ustała. Zawsze powtarzał, że będzie się gryzł z rakiem dotąd dopóki nie wygra silniejszy. Może i tą walkę wygrała choroba ale dla mnie prawdziwym zwycięzcom jest mój dziadek. Walczył dzielnie do końca i nie chciał się poddawać. Ale tak jak już napisała. Ta walka nie była wyrównana ale niewielu jest w stanie przejść tą drogę. Nie każdy jest w stanie wytrzymać tak wiele cały czas starając się zachować jak najwięcej pozytywnej energii.
Dziękuję Dziadku za tą walkę. Za odwagę i bycie tak niesamowitą osobą. To był zaszczyt móc nazywać Cię Dziadkiem.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)