piątek, 7 czerwca 2019

"Jeśli na prawdę kogoś kochasz, pozwolisz by złamał Ci serce"


Dnia 5 czerwca 2019r pozwoliłam by osoba którą kochałam niesamowicie mocno złamała moje serce na miliony kawałków. A raczej nie ta osoba. O 23 godzinie pożegnałam mężczyznę który był zawsze pozytywny. Nigdy w życiu nie słyszałam aby krzyczał a na pytanie "Jak się czujesz" odpowiadał zawsze tak samo "Jak w jajku tylko skorupka mnie uwiera".
Dziadek. Mój dziadek był najcieplejszą osobą jaką miałam zaszczyt poznać. Człowiek o wielkim sercu, niesamowitym poczuciu humoru. Niesamowicie opiekuńczy i troskliwy. Najsilniejszy człowiek jakiego znałam. Ale przegrał walkę którą toczył niesamowicie dzielnie do samego końca. Nierówną walkę bo była to jedynie walka z czasem. Walka która przynosiła niesamowicie wiele bólu i cierpienia. Najpierw zabrała mu samodzielność, dzięki czemu podupadł psychicznie. W zamian dała mu nieustający ból tylko po to aby ostatecznie zabrać mu ostatnie bicie serca. Życie i to co się w nim dzieje nie jest sprawiedliwe. Odchodzą od nas ludzie którzy powinni zostać z nami jak najdłużej a żadna choroba nie łapie się złych ludzi. Po prostu zastanawiam się jak funkcjonuje ten świat. Dlaczego osoby tak inspirujące, dobre, odchodzą tak szybko. Dlaczego ich dobroci nie może poznać o wiele więcej ludzi?
Mimo tego, że przez bardzo długi czas szykowałam się na ten jeden dzień, oswajałam się z myślą, że kiedyś On odejdzie... Mimo tego wszystkiego nie wydawało mi się, że będzie to bolało w takim stopniu. Jednak nie byłam gotowa na to aby go pożegnać, aby już nigdy nie móc od niego usłyszeć " uważaj, żeby nie było małej sikoreczki" albo "wierzę w to, że dasz radę. Mam takie przeczucie". Nie odwiedzałam Go. Ale nie dlatego, że się nim nie interesowałam. Było mi po prostu zbyt ciężko patrzeć na to jak On znika. Jak traci radość z życia. Jak na naszych oczach odchodzi. Nie byłam w stanie patrzeć na to, a tym bardziej dopuścić do siebie myśli, że jest coraz słabszy, bledszy. Jego ręce zawsze ciepłe, stawały się chłodniejsze. Może i jest to egoistyczne, ale nie chciałam pamiętać go w takim stanie. Chciałam zapamiętać go jako osobę uśmiechniętą, pełną życia, żartującą. Jako osobę niekłótliwą ale chodzącą na kompromisy. Osobę która kochała każde zwierzę, nawet to najmniejsze jak i największe. Chciałam zapamiętać jego fascynację do historii. Jak opowiadał mi o różnych zdarzeniach historycznych gdy uczyłam się do jakiegoś sprawdzianu. Zawsze będę go kochała.
Mimo wszystko najgorszym widokiem nie było tak jak był bezsilny w domu. Najgorsze było to, gdy przyjechałam do niego do szpitala. O 8 minut za późno. Jego ręce jeszcze lekko ciepłe a czoło z każdą chwilą robiło się coraz chłodniejsze. Jego twarz była owijana bandażem aby szczękę utrzymać zamkniętą. Kiedyś zabawny mężczyzna z brzuszkiem, a tego dnia po prostu cień człowieka. Dawny brzuszek zniknął, a na jego miejscu pojawiła się tylko sama skóra i kości. Jego twarz bez jakiegokolwiek wyrazu, dłonie splecione między brzuchem a klatką piersiową. Oczy zamknięte. Dla niego czas się zatrzymał na zawsze. W tym wszystkim tylko jedno jest dobre. Jego cierpienie ustało. Już więcej nic go nie zaboli. Już nigdy nie będzie cierpiał. Największa męczarnia ustała. Zawsze powtarzał, że będzie się gryzł z rakiem dotąd dopóki nie wygra silniejszy. Może i tą walkę wygrała choroba ale dla mnie prawdziwym zwycięzcom jest mój dziadek. Walczył dzielnie do końca i nie chciał się poddawać. Ale tak jak już napisała. Ta walka nie była wyrównana ale niewielu jest w stanie przejść tą drogę. Nie każdy jest w stanie wytrzymać tak wiele cały czas starając się zachować jak najwięcej pozytywnej energii. 
Dziękuję Dziadku za tą walkę. Za odwagę i bycie tak niesamowitą osobą. To był zaszczyt móc nazywać Cię Dziadkiem.