Szkoła od zawsze była miejscem gdzie coś się działo. Nie było nigdy spokojnego dnia. Zawsze był ktoś kto wspierał ale także zawsze był ktoś kto chciał zrównać mnie z błotem. Załóżmy, że zaczniemy od początku mojej edukacji- podstawówki. To właśnie tam spędziłam 6 lat do których nie chciałabym wrócić. To tam poznałam najlepszych przyjaciół którzy okazali sie największymi wrogami. W psychologii taki rodzaj człowieka nazywa się sinobrodym. Jest przy Tobie, stara się Ci w jakiś sposób pomóc. Ale to tylko nasze wyobrażenie. W rzeczyswistojści wygląda to inaczej. Wyobraźmy sobie, że ja stoję na stole a mój potencjalny przyjaciel wyciąga w moją stronę dłon. Gdy chwytam ją aby pomóc mu wejść, on ciągnie mnie w dół bo w końcu łatwiej jest ściągnąć kogoś w dół niż wciągnąć go na stół trzymając go za rękę lecz nie otrzymując w tym żadnej pomocy. Tak to właśnie jest. Widzimy jego jedną dłoń bo drugą ma za plecami i trzyma nóż którym dźga nas każdego dnia. Musiałam spotkać wiele takich osób aby być w tym miejscu w którym jestem teraz. To ciągnie się przez całe życie. W podstawówce, gimnazjum, liceum... Dopiero teraz, stojąc tu gdzie jestem zaczynam rozróżniać ludzi. Ale to właśnie oni sprawiają, że człowiek staje się tym kim ma się stać. Jednak dobrze jest mieć osobę która nam to uświadomi. Gdyby nie pewna kobieta, nie dostrzegłabym tego. Nadal brnęłabym w to wszystko razem z pewną osobą jednak zostałam złapana za rękę w ostatnim możliwym momencie co pomogło mi się wydobyć na powierzchnię wody.
Ludzie są okropni. Często stają się sinobrodymi nawet nie wiedząc o tym. Brniemy w ich życie chcąc pomóc ale później my sami już wyjść z niego nie umiemy.
piątek, 26 września 2014
Szkoła
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz